„Nie myl przeznaczenia
z przypadkiem…”
~*~
Stałaś się roślinką.
Nie mogłaś nigdzie sama
wyjść, sama się ruszyć z miejsca.
Do tego potrzebowałaś wózka
inwalidzkiego.
Teraz to on stał Ci się
niezbędny do życia. Bez niego, nie byłoby Ciebie.
Zależna od rzeczy martwej.
Pozbawiona chęci do życia. Skrywająca w sobie marzenia. Zła na świat. Zadająca
sobie pytanie: ‘dlaczego ja?’.
Wróciłaś do domu niecałe dwa
tygodnie po wypadku. Jedynym plusem tego wszystkiego był fakt, że małemu nic
się poważniejszego nie stało. Gdybyś przyczyniła się do jakiejkolwiek krzywdy
Niclasa, nigdy nie wybaczyłabyś sobie tego. Codziennie spoglądałabyś małemu w
brązowe oczka, przepraszając Go za wszystko.
Ale po co o tym w ogóle
myślałaś? Nic takiego się nie stało. Jednakże było tak blisko… Za blisko
granicy…
A Twoja codzienność?
Płakałaś.
Całymi dniami potrafiłaś
płakać.
Nie umiałaś pogodzić się z
losem, który Cię spotkał. Czułaś jakby to był obcy świat. Inne życie. Jeszcze
gorsze niż poprzednie. Teraz żaden ból nie odejdzie sam. Tego bólu nie potrafił
wyleczyć nawet czas…
Przyznałaś przed sobą, że wolałabyś śmierć,
niż takie życie na wózku, które Cię czekało. Nie potrafiłaś uwierzyć w lepszy
czas… Bo takiego nie było.
Andreas dzielnie Ci pomagał, ale Ty nie
potrafiłaś przyjąć Jego pomocy. Odtrącałaś Go, zamykałaś się w pokoju i nikogo,
oprócz Niclasa, nie dopuszczałaś do siebie. Wewnętrzna blokada ustanowiona parę
lat temu jednak nadal działała…
Byłaś przekonana, że Twoje
życie się skończyło. Że musisz powiedzieć wszystkiemu „Do widzenia”. Wszystko
teraz stało się takie trudne. Każda najprostsza na pozór czynność.
Bałaś się każdego następnego
dnia. A wiesz co było najgorsze?
Że żadnym nowym dniu nie
mogłaś pokładać nowych nadziei…
-Andreas…- zaczęłaś. Byłaś
pewna, że po tym wypadku Wasz związek już nie ma sensu. Że nie chcesz być dla
Niemca ciężarem. Że on Cię już nie chce, a tylko boi się do tego przyznać…
Postanowiłaś ułatwić mu całą sprawę. Nie zadawać ciosu. Aby cierpiał jak
najmniej… Mniej niż Ty. Chociaż On. Szkoda, że to tylko głupie
usprawiedliwienia…- To nie ma sensu.
-Co nie ma sensu?- spojrzał
na Ciebie troskliwym wzrokiem.
-Nasz związek, ślub,
zaręczyny… Wszystko. Ja teraz nie jestem tą samą osobą…- zdołałaś wydukać.
-Jak to nie?- przykucnął obok
Ciebie i Twojego nowego towarzysza życiowego, czyli wózka. Chwycił delikatnie
Twoją dłoń.- Nadal jesteś tą samą Emmą. Moją Emmą, którą kocham- rzekł
cichutko.
-Nie- odwróciłaś wzrok od
twarzy chłopaka.- Nie chcę, żebyś był ze mną z poczucia obowiązku. Co miałbyś
teraz innego powiedzieć? ‘Emma, jesteś inwalidą, nie chcę już z Tobą być?’-
spojrzałaś na Niego, lekko rozdrażniona Jego próbami ratowania Waszego związku
oraz ze łzami w oczach, które w ostatnim czasie nigdy Cię nie opuszczały.
Prawda niestety tak wyglądała.- Sam słyszysz jak to brzmi. Znam Cię i wiem, że
w życiu byś takiego czegoś nie powiedział… Andreas, ja chcę tylko ułatwić Ci
życie. Po co pakować się w małżeństwo czy związek, które i tak nie ma sensu?
-Jak to nie ma sensu?!-
naskoczył na Ciebie.- Ja Cię kocham! Nie obchodzi mnie czy jesteś na wózku, czy
też nie! Ja kocham Cię tak samo, jak nie jeszcze bardziej!- schował twarz,
wtulając się w Twoje nogi.- Rozumiem, że możesz nie czuć się sobą, lecz to co
się stało nie skreśla naszego związku- wyszeptał, lekko łamiącym się głosem.
-Andreas, spójrz mi w oczy…-
poprosiłaś. Zauważyłaś w oczach chłopaka ślady łez. Ujęłaś delikatnie jego
twarz. Z wyczuciem, delikatnością, wrażliwością. Jakbyś była całkowitym
przeciwieństwem siebie.- To koniec…- wyszeptałaś.- Koniec wszystkiego, włącznie
z moim życiem i naszym związkiem. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałabym
nie żyć… Chciałabym wziąć garść tabletek nasennych i zasnąć już na zawsze,
ale…- zrobiłaś krótką pauzę.- Ale nie mogę… Nie mogę dopuścić, aby Niclas
został sam…
-Emmo, wyjdziesz za mnie?-
przyklęknął.
-Co Ty robisz?- zapytałaś.-
Już to kiedyś robiłeś… Andreas, naprawdę to…
-Chcę Ci udowodnić, że
naprawdę Cię kocham- przerwał Ci. W jego oczach widziałaś rozpacz, obsesję,
rozżalenie… Wszystkie skrajne uczucia,
które po części i Ciebie zraniły. Czemu? Bo wiedziałaś, że nie będzie łatwo.-
Już naprawdę nie wiem, jak mam Ci to pokazać… Nie mam pojęcia jak okazać Ci
moją miłość do Ciebie… Nie wiem…- nieskładnie zbierał zdania.
-Andreas, nie… Proszę Cię,
wyjdź- poprosiłaś, próbując powstrzymać napływ łez.
-Nie wyjdę- powiedział twardo.-
To nie może się tak skończyć- ciągnął pewnie.
-Ale skończy…- Twój głos
łamał się co chwilę.- Andreas, wyjdź proszę- poprosiłaś po raz kolejny, lecz
widząc, że chłopak nie ma najmniejszego zamiaru spełnić Twojej prośby,
odezwałaś, a właściwie krzyknęłaś piskliwie:-
Wyjdź! Wyjdź, bo ja przecież nie dam rady!- ponownie zatopiłaś się we
własnych łzach.
Tym razem Andreas spełnił
Twoje żądanie i wyszedł, wraz z zakłopotaniem i rozpaczą wypisaną na twarzy.
Zostałaś znowu sama w pustym
domu. Tylko na górze, gdzieś w swoim pokoiku, bawił się Niclas.
Byłaś pewna, że podjęłaś
słuszną decyzję. Że postąpiłaś słusznie. Chociaż raz. Ten jeden, jedyny raz…
Trzymałaś się zdania, że
jeśli Andreas trochę teraz pocierpi, chociaż później odnajdzie szczęście,
którego z Tobą mieć nie może.
Nie chciałaś zatruwać mu
życia.
Nikomu nie chciałaś. W tym
także Niclasa. Tylko, Jego nie mogłaś opuścić.
Teraz nadeszła Twoja kolej
odsunąć się w cień.
Szkoda, że to tylko tanie
usprawiedliwienia samej siebie przed sobą, które mają na celu uspokojenie
własnego sumienia. Jeżeli jeszcze jakieś masz…
-Mia, przyjedź po mnie…- wydukałaś
do słuchawki telefonu.- Nie mogę tutaj zostać… Naprawdę nie sądziłam, że będzie
aż tak trudno…- z trudem powiedziałaś jakiekolwiek słowo. Każde słowo dławiło.
Każda łza paliła policzek coraz bardziej. Każdy szloch był coraz bardziej
uciążliwy…
Już za dwa dni przyjechała po
Ciebie Mia.
Te dwa dni nie widziałaś
Andreasa. Nie dzwonił. Nie pisał.
Przepadł jak kamień w wodę. Chyba
po prostu uszanował Twoją wolę. Zrozumiał czego chcesz, a czego nie. Pojął na
czym opiera się świat. Uzmysłowił sobie, że życie z kaleką nigdy nie będzie
Jego wymarzonym światem…
Czemu w ostatniej chwili
zaczęłaś pragnąć pożegnania z chłopakiem?
Czyżby odzywały się
wspomnienia z przeszłości?
Stefan, wyjazd bez
pożegnania… Przypomina Ci to coś, Emm?
Ale to było jeszcze nic w porównaniu
z uczuciem, które towarzyszyło Ci kiedy Mia wyprowadzała Cię na wózku z domu.
Teraz byłaś kompletnie zależna od Niej. Ta
niskość, upokorzenie, które odczułaś, już na zawsze zostały wpisane w Twoje
życie.
Dlaczego myślimy, że jakieś sprawy nie dotyczą
nas, dopóki sami ich nie doświadczymy? Ludzką naturę ciężko jest pojąć i
wytłumaczyć.
Zastanawiałaś się czy dasz radę tak żyć…
Ciągle zależna od czegoś lub kogoś… Po miesiącu miałaś już dosyć, a co dopiero
mowa o latach, które przed Tobą. Wynagradzała Ci wszystko jedna rzecz. Uśmiech
na twarzy Twojego synka.
On dodawał Ci sił, aby przeżyć jeszcze jeden
dzień więcej. Aby wstrzymać kilka łez, zanim spłyną po Twoich policzkach.
Małemu też nie było łatwo. Był na tyle dużym
chłopcem, aby rozumieć co w praktyce oznacza życie na wózku. Ale znosił to
wszystko dzielnie. Tak dzielnie, że mogłaś śmiało wykrzyczeć światu jak bardzo
jesteś z Niego dumna. Jak bardzo Ci pomaga. Jak bardzo jest dojrzały na swój
wiek…
-Naprawdę nie szkoda Ci
wyjeżdżać?- zapytała Mia, podczas kiedy miałyście już ruszać na w drogę.
-A czy to ważne?- zbyłaś ją,
odpowiadając pytaniem na pytanie.
-Przecież wózek to nie wyrok-
stwierdziła pewnie.- A Andreas naprawdę Cię kocha, więc dlaczego nie chcesz
zostać, wziąć ślubu i żyć sobie tutaj jak w bajce?- tym razem nie
odpowiedziałaś blondynce. Odwróciłaś głowę w drugą stronę, udając, że wyglądasz
przez szybę.- Emma, kochasz go?- zapytała podejrzliwie.
-Możemy już jechać?-
zniecierpliwiłaś się. -Czemu nie jedziemy?- bąknęłaś złośliwie, będąca pewną,
że Mia zatrzymała się i uparcie czeka na odpowiedź na pytanie, na które Ty nie
potrafiłaś odpowiedzieć. Dlaczego? To przecież oczywista oczywistość, a
przysporzyła Ci tyle problemów…
Co się z Tobą działo, Emma?
-Coś, albo raczej ktoś, stoi
nam na przeszkodzie- odpowiedziała wpatrując się w mężczyznę przed maską
swojego samochodu.
Zwróciłaś wzrok w kierunku
wysokiej, męskiej sylwetki. Od razu Go rozpoznałaś. Andreas.
Stał i patrzył na Ciebie zawziętym i twardym
wzrokiem. Odsunęłaś szybę samochodu i postanowiłaś zareagować, aby chłopak jak
najszybciej odsunął się z drogi.
Byś mogła w końcu opuścić to
miejsce. Ludzi, którzy Cię otaczali. Ciągłą tęsknotę. Wspomnienia i skojarzenia
z Twoim wypadkiem, w którym wiemy co się stało i jak on zmienił Twoje życie.
-Odsuń się! Co Ty do cholery
wyprawiasz?!- wrzasnęłaś zirytowana, powstrzymując się od napływu łez.
Widziałaś w oczach Andreasa
obłęd i obsesję. Obłęd i obsesję na Twoim punkcie. Niezdrową, ale z miłości… A
czy miłość jest zdrowym uczuciem?
Mężczyzna całym sobą wyrażał
rozpacz, tęsknotę. Patrząc na Niego, miałaś wrażenie, że jest innym człowiekiem
niż był jeszcze parę dni temu.
Patrzył na Ciebie z wyrzutem, ale i również z
uczuciem. Silnym uczuciem, którego nie potrafiłaś pojąć.
-Nie zejdę Ci z drogi, dopóki
ze mną nie zostaniesz!- tym razem On krzyknął. Ukryłaś twarz w dłoniach. W
Twojej głowie zapanował jeszcze większy chaos.
-Odejdź… Proszę…- wyjąkałaś
cichutko, lecz wychwyciło to ucho Andreasa, który w mgnieniu oka znalazł się
niedaleko Ciebie.
Otworzył drzwi samochodu, ujął delikatnie Twą
dłoń i czuje gładził Twoje włosy drugą ręką.
Patrzył Ci prosto w oczy,
chcąc powiedzieć: „Wszystko będzie dobrze”, lecz Ty wiedziałaś, że tak nie
będzie… Że coś wraz z tym straszliwym wypadkiem i przekreśleniem na moment
Waszego związku coś się skończyło… Coś zgasło… Nie potrafiło już samoistnie
funkcjonować i żyć w Was, dając każdego dnia gesty, którymi wyrażać będziecie
swoją miłość.
Zauważyłaś, że Andreas po raz
kolejny klęka przy Tobie. Z każdym swym ruchem, patrzył Ci głęboko w oczy.
Nadal trzymał Twoją dłoń, na której po chwili zaczął składać delikatne
pocałunki.
-Kocham Cię…- wyszeptał.-
Jeśli uważasz, że to co się stało…- spojrzał na wózek inwalidzki.- …zmieniło
Cię, przez co teraz jesteś inną osobą, to nic. Ja nadal Cię kocham- chciałaś
coś powiedzieć, lecz doskonale uniemożliwił Ci to Andreas, który zatkał Ci
usta, poprzez przyłożenie do nich swojego palca.- Także chcę zadać pewne
pytanie Emmie, która niedawno się narodziła w Tobie- zażył łyk orzeźwiającego i
mroźnego powietrza.- Wyjdziesz za mnie? Chcę mieć Cię taką jaką jesteś. I nie
ważne jest to czy jeździsz na wózku, czy nie… To jest bez znaczenia. Ja kocham
Cię z każdym dniem coraz bardziej i bardziej. Każdą cząsteczkę Twojej duszy,
każdy milimetr ciała. Kocham…- wyszeptał.
Osłupiała, wpatrywałaś się w
chłopaka, który każde słowo wypowiadał z głębi serca.
Prawdziwie. Z uczuciem. Miłością. Troską. I to
wobec Ciebie…
Wzruszyłaś się…
Jeszcze nigdy nie słyszałaś czegoś takiego z
ust nikogo. Chciałaś się uśmiechnąć, ale nie dałaś rady zmusić się nawet do
sztucznego wykrzywiania swych ust w uśmiech.
-Tak…- wydukałaś, po czym
poczułaś, że Andreas mocno przytula Cię do siebie, nie oszczędzając przy tym pocałunków.
I od tamtego dnia starałaś
się żyć normalnie.
Właśnie. „Starałaś”.
Powoli traciłaś zmysły. Najzwyczajniej nie
dawałaś sobie rady z życiem na wózku. Każda, nawet najdrobniejsza, codzienna
czynność, sprawiała Ci kłopoty.
Dzielnie próbował pomagać Ci
Niclas, ale nie wszystkie zadania można powierzyć pięciolatkowi…
Rzeczywistość Cię
przytłaczała. Sprawiała, że miałaś ochotę zasnąć i już więcej się nie obudzić.
Wielokrotnie zastanawiałaś
się czy tak nie byłoby lepiej… Wziąć garść środków nasennych, położyć się spać
i zasnąć na wieki. Już nigdy nie czuć już nic. Po prostu nic….
Co Cię powstrzymywało i sprawiało, że szybko
musiałaś odepchnąć od siebie takie myśli? To proste. Twój skarb. Świat i
wszechświat. Najcenniejsza perełka, jaką mogłaś posiadać w swoim życiu.
Niclas.
Pomoc Mii, też nie była bez
znaczenia. W chwilach, kiedy byłaś bliska dna, to Ona podawała Ci pomocną dłoń
i wszelkimi siłami próbowała przywrócić na właściwą drogę.
-Mia, co Ty tutaj robisz?!- z
zaskoczeniem przywitałaś siostrę, która złożyła Ci niezapowiedzianą wizytę w
Oberhofie.
-To już własnej siostry nie
można odwiedzić?- uśmiechnęła się, po czym przytuliła Cię na powitanie.
-Tylko nie mów mi, że miałaś
po drodze…- burknęłaś, ale z uśmiechem na twarzy.
-No nie miałam- uśmiechnęła
się.- Przyjechałam z misją- rzekła tajemniczo.
Posłałaś Jej pytające
spojrzenie.- Trzeba w końcu wybrać jakąś suknie ślubną dla Ciebie!- wyjaśniła
wesoło. Zawiesiłaś wzrok na dół. To było ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałaś…
Samo wspomnienie o dniu,
który przed Tobą, przyprawiał Cię o dreszcze. Czy przyjemne? Nie…
-Nie sądzę, żeby to był dobry
pomysł…- powiedziałaś zrezygnowana, gdyż doskonale znałaś swoją siostrę i
wiedziałaś, że nie odpuści.
-Ale ja sądzę, że dobry- powiedziała
szybko.- No już! Ubieraj kurtkę i ruszamy do galerii- i po raz kolejny Twoja
siostra sprawiła, że zapomniałaś na chwilę o tym, co Cię dręczyło.
Po raz kolejny okazała się
aniołem, który wyciągnął pomocną dłoń i wyciągnął z kompletnego bagna, w które
ciągle się wpakowywałaś.
Ręce bolały Cię od napędzania
wózka. Czyli teraz za każdym razem, kiedy będziesz chciała wyjść z domu,
wiązało się to będzie z bólem? Czy tak ma wyglądać Twoja szara rzeczywistość?
Dasz radę z nią żyć? Podołasz? Przecież Ty miałaś z każdym dniem coraz bardziej
dosyć Twojego kalectwa… Miałaś ochotę
najzwyczajniej w świecie poddać się. Nie walczyć o siebie. Nie walczyć o
normalne życie. Skończyć ze sobą. Wziąć o kilka za dużo środków nasennych. Ale
nie mogłaś. Niclas. Nigdy w życiu nie zrobiłabyś mu czegoś takiego. Nigdy.
Nigdy…
-Jak się trzymasz? Jak
radzisz sobie z…- Mia spojrzała na wózek inwalidzki.
-Świetnie- prychnęłaś.- Nie radzę sobie z najprostszymi czynnościami,
nie chce mi się żyć… Moje życie najzwyczajniej straciło sens- wyznałaś.
-Jak to nie chce Ci się żyć?-
oburzyła się Twoja siostra.- A Niclas? A Andreas? Nawet dla nich nie chce Ci
się żyć?!
-A myślisz, że dlaczego teraz
tutaj z Tobą jestem?- spojrzałaś pustym wzrokiem na blondynkę przed Tobą.-
Tutaj, a nie zastygnięta w grobie… - Mia spojrzała na Ciebie współczującym
wzrokiem. Nic nie mówiąc, przytuliła się do Ciebie.
-Najważniejsze, że masz
osobę, którą kochasz oraz która kocha Ciebie- wyszeptała.
-Tak… Którą kocham…-
powiedziałaś cicho sama do siebie. Nie wiedziałaś jednak, że cały czas ktoś Was
obserwował.
Obserwował Cię On…
Który zmieni Twoją
rzeczywistość…
Może chociaż na chwilę.
~*~
Kochane, za
szybko skazałyście Emm na śmierć. :)
Jeszcze mam
kilka pomysłów w głowie, więc spokojnie- poznęcam się jeszcze
troszkę nad Jej
losem. :D
Dziękuję za
poprzednie komentarze.
I przepraszam za to coś u góry... Nudno się porobiło, wiem...
Widzimy się we
środę! <3
Nudno sie zrobilo wiec postanowilas usmuercic ja na wozku na naprawde pomyslowe jestem na ciebie wkurzona, no dobra nie jestem. Ale plissss wez jej przywroc nogi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuje
Werooooo.....
Jest mi jej tak szkoda, naprawdę nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Nie zasłużyła sobie na ten los, mimo wszystko. Andreas naprawdę ją kocha, ale czy czasem on nie jest jej pisany? Po prostu, proste i logiczne jest to, że kocha Stefana, być może przy nim odnalazła by ponowną radość z życia.
OdpowiedzUsuńNie znęcaj się już więcej nad nią! Mam nadzieję, że będzie możliwa jakaś operacja bądź powolna rehabilitacja. Nie wiem, ale musi być dobrze! Pozdrawiam. ♥
lubię twoją narrację, nawet w tym rozdziale, z tym całym marudzeniem bohaterki i powtarzaniem kilka razy tego samego. Trochę to przypomina nas samych, jak bijemy się własnymi myślami i jak sami szukamy motywacji. Tak bardzo jest to prawdziwe!:)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że masz jeszcze dużo pomysłów, co do tego opowiadania, bo uwielbiam je czytać:)
Nie mamy pojęcia co sensownego napisać.... Czytając ten rozdział byłyśmy jak w transie. Z jednej strony cieszymy się, że Emm żyje, z drugiej jest nam jej szkoda. Wózek inwalidzki to ciężka rzecz. Mamy nadzieję, że poradzi sobie ze swoim losem...
OdpowiedzUsuńŻyczymy weny. Całusy, Milka i Molly ;)
Jakie to wszystko jest smutne ale i piękne jednocześnie... Ta Jego miłość taka bezgraniczna i bezwarunkowa.. Szkoda tylko, że Emm nie potrafi Jej docenić. :( Kocha nadal Stefana ja to czuję, tylko miała swoją szansę i to nie jedną i nie umiała jej wykorzystać. Oby tej szansy nie przegapiła.
OdpowiedzUsuńBuziole:*
Cudo, cudo cudo. <33
OdpowiedzUsuńJak mi jest ich szkoda. ;c Całej trójki. Andreas kocha Emma i to widać, ale nie wydaje mi się żeby ona darzyła go taką miłością jak Stefana. Biedna Emma, nie dziwie się jej że nie chce jej się żyć, na wózku. Do tego Niclas, malutki a pomaga mamie. To takie piękne. <333 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;***
Całuję, Marta ;****
Biedna Emma, nie znęcaj się już nad jej losem błagam ;**
OdpowiedzUsuńJa jestem wredna i nadal będę twierdziła, że ona musi być ze Stefanem ;)
Takie cudowne ♥
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Buuziole ;*
jeeej naprawdę świetne opowiadanie! *o* pisz dalej, bo naprawdę masz talent! <3
OdpowiedzUsuńa teraz zapraszam do siebie na pierwszą część: http://forever-hyhy.blogspot.com/2014/06/rozdzia-1.html ;) bardzo zależy mi na wyrażaniu opinii w komentarzach, pozdrawiam :*
Jejkuu ale mi jej szkoda... Przywróć jej zdrowie! xd
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://s3condbreathe.blogspot.com/ Bardzo zależy mi na Twojej opinii.. :c
Za każdym razem tak cholernie się wzruszam , że łzy ciurkiem spływają po moich policzkach i to mimowolnie.
OdpowiedzUsuńLos Emm jest tak przygnębiający , że na samą myśl robi mi się przykro... Ma wokoło siebie wielu ludzi , ale żadne z nich nie potrafi jej do końca uszczęśliwić , chociaż jest na wózku inwalidzkim może być przecież szczęśliwa,prawda?
Stefan Ty kołku Austriacki rusz żeś się , bo nie odpowiadam za dalsze losy moich komentarzy... Błagam , no!
Nadal nie przyjmuję 'tego do wiadomości... Nadal się nie ' cieszę'
Ty wiesz dlaczego.
Ann.
Boże... Ja tamten rozdział źle zinterpretowałam, ale dobra, tłumaczyć się nie będę. Przepraszam.
OdpowiedzUsuńHmmm... nie wiem co mam myśleć. Emma podłamana, nawet bardzo, ale co się dziwić, skoro świat wywrócił się jej do góry nogami w ciągu jednego, kilku dni? Andreas ją cholernie kocha, ale wydaję mi się, że ona nadal myśli o Stefanie. Może są to tylko moje takie odczucia, ale strasznie bym chciała, żeby byli razem.
Czekam na kolejny i pozdrawiam :*
Rozdział świetny! Strasznie się cieszę, że Emma została z Andreasem :) Widać, że ją mocno kocha. Tylko czy ona jego też? Mam wrażenie, że nie za bardzo. Że ciągle myśli o Stefanie. Ale to wiesz już tylko ty :P Pozdrawiam i weny :*
OdpowiedzUsuńRyczę! No jak nic ryczę!
OdpowiedzUsuńBiedna Emma ale wózek to przecież nie wyrok,no :( Szkoda mi Jej bardzo.
Andreasa też mi szkoda, bo wydaje mi sie że tak do końca Ona Go nie kocha, nie zapomniała przecież o Stefanie.
Bardzo ciekawy blog :) Podoba mi sie:)
Czekam na nn i zapraszam do siebie: http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/