czwartek, 3 lipca 2014

Epilog, lekcją daną sercu przez rozum, ostatecznie kończącą pewien rozdział w życiu bohaterów i może nie tylko....



„Nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że
to już koniec. Nie ma drogi powrotnej.
Zaczynasz rozumieć, że nic nie dzieje się
dwa razy. Już nigdy nie poczujesz się tak
samo. Nigdy nie wzniesiesz się trzy metry
nad niebem.”


~*~

Koniec wszystkiego. Koniec gier. Udawania. Ranienia innych.
Koniec! Słyszałaś?!
‘Koniec’… Słowo, którego boi się tak wielu ludzi. Tylko dlaczego? Czyżby dlatego, że wiąże się ze śmiercią?  Zgubne myślenie, nie mogące zaprowadzić daleko.
Niepotrzebny ten strach.
Można nawet powiedzieć, że dziwny, niezrozumiały strach.
Życie w końcu boli bardziej niż śmierć. W momencie śmierci, wszystko się kończy. Nawet ból.  Ten, który doprowadza czasem do szaleństwa. Odbiera zdrowe zmysły i rozsądek. Sprawia, że bylibyśmy w stanie zrobić wszystko, byleby tylko przestało boleć…
Nieważne czy jest to ból psychiczny, czy fizyczny. Ból to ból. Każdy wykańcza.
Koniec bardziej naszym przyjacielem niż wrogiem.
Ciekawe, kiedy ludzie to zrozumieją…
W pół roku całe Twoje życie całkiem zmieniło swój tor. Wywracało się do góry kilkakrotnie. Wyszłaś za mąż, w międzyczasie także się rozwiodłaś. Wylądowałaś na wózku. Brnęłaś w układy, z których nie potrafiłaś wyjść.
Czy ranienie ludzi naprawdę sprawiało Ci tak ogromną przyjemność?
Najpierw Stefan, później Andreas, a teraz Richard. W oczach każdego z nich widziałaś to samo.
Zawiedzenie. Rozczarowanie. Gorycz. Zażenowanie. Rozpacz. Obsesja.
Mściłaś się za rany poniesione w przyszłości?
Tak. To jako jedyne by wszystko wyjaśniło. Uważałaś, że jeśli Ty nigdy nie będziesz szczęśliwa, nikt inny także nie może być. Bo to będzie niesprawiedliwie. Bo to nieuczciwe w stosunku do Twojego zszarganego serca, które i tak nadal żałośnie kochało. Na przekór Tobie. Na przekór wszystkiemu. Ludziom. Czasu. Historii. Bólu. Mnie.
Wpatrywałaś się w żółte tulipany, które w niedużym bukiecie leżały przed Tobą. Na chwilę to one stały się centrum Twojego wszechświata. Jakby skupiały myśli, pomagając jakkolwiek poskładać uczucia i emocje, których w Twojej głowie były tysiące.
Wiedziałaś właściwie po co tutaj przyjechałaś?
Niedawno jeszcze tak, teraz nie… Chciałaś w końcu zerwać z przeszłością. Poukładać sprawy, które kiedyś zostawiłaś i wyjechałaś. Nie pozostawić po sobie już nic. Zniszczyć w czyjejś głowie wszystko, włącznie z miłymi wspomnieniami. Zranić po raz kolejny, ale teraz dla Jego dobra.
Słyszysz jak to brzmi? ‘Zranić dla Jego dobra’… Emm, żałosna jesteś.
W kawiarni było dosyć duszno, mimo że niewiele gości znajdowało się wewnątrz lokalu. Przez wąskie okna do pomieszczenia wpadały nieśmiałe promienie słoneczne, dodając wnętrzu jeszcze więcej uroku, doskonale kontrastując z ciemnymi ścianami.
-Witaj- usłyszałaś zza pleców. Odwróciłaś szybko głowę i zobaczyłaś Stefana.
Zdajesz sobie sprawę, że teraz wszystko się zaczyna? To, czego nie miałaś odwagi załatwić wiele lat wstecz…
Nadszedł odpowiedni czas, ale czy nie za szybko? Czy rany nie są za świeże? Czy potrafisz kolejny raz wbić mu szpilę w serce, które niewinnie Cię kochało?
-Witaj- odpowiedziałaś ochryple, nie mogąc spojrzeć na Krafta.
Tego dnia miał coś w sobie. Ten błysk w oku. Roześmiana twarz. Dotyk jeszcze delikatniejszy niż zazwyczaj. Inny. Jakby bardziej pragnący Ciebie.
I pomyśleć, że poczułaś to przez zwykłe czucie Jego dłoni na swoim ramieniu…
-Cieszę się, że chciałaś się ze mną spotkać- powiedział z uśmiechem, jeszcze bardziej utrudniając Ci sprawę. Przecież w rzeczywistości spotkanie z Nim było jedną z najgorszych rzeczy w życiu. Nie chciałaś go… Zostałaś postawiona pod ścianą.  Musiałaś to zrobić…
Zawsze zostawiał Cię z mętlikiem w głowie. Wzbudzał sprzeczne emocje oraz sprawiał, że wyrzuty sumienia, stłumione wcześniej przez czas, nagle odżywały…
-Musimy porozmawiać- pierwszy raz tego dnia spojrzałaś mu w oczy. I dosyć szybko pożałowałaś, że to zrobiłaś… Zobaczyłaś w nich siebie samą. Tę Emmę sprzed lat… Jakbyś nadal żyła w Jego tęczówkach, mimo że sam się tego wyparł… Ale ta Emma, którą znał już nie żyje… Albo czy kiedykolwiek żyła? Wątpię. Za każdym razem przybierałaś inne maski, a i Stefan widział Cię w swoich oczach inaczej, niż jaką byłaś w rzeczywistości.
-O Niclasie- stwierdził od razu. Na Jego twarzy zauważyłaś wkradający się powoli uśmiech, który pojawił się na samą myśl o uroczym, brązowookim chłopczyku, który miał dar rozjaśniania każdych szarych dni…
-Nie- odebrałaś mu nadzieję.- O Nas…- a może dopiero Ją dodałaś?
-O Nas?- zapytał zdziwiony, lecz w tym samym momencie Jego uśmiech powiększył się o kolejne cale. Twarz stała się jakaś jaśniejsza. Mniej zmęczona. A oczy? Po nich spływał jeszcze większy blask.
-O tym co było pięć lat temu…- podparłaś głowę rękami, nie wiedząc czy na pewno odważysz się na powiedzenie całej prawdy. Obnażeniu Twoich słabości…
Nie, stop. Jednej słabości…
-Emm, co było to było- ujął delikatnie Twoją dłoń. Z czułością. Troską. Pragnieniem. Miłością…
-A mówiłeś, że żałujesz, iż mnie poznałeś- burknęłaś pod nosem, nadal spoglądając w podłogę. Walka. To ona toczyła się w Twojej głowie. Walka z samą sobą. Tą perfekcyjną stroną, która nigdy nie chciała dopuścić do świadomości, że nie jesteś chodzącym ideałem…
-Akt rozpaczy- wyszeptał, ujmując Twój podbródek.- Nie wiedziałem co dzieje się z moim ciałem i duszą, kiedy Cię zobaczyłem. Po tylu latach, okazało się, że kocham Cię jeszcze bardziej niż wtedy… Przyjechałaś do Austrii, a ja znów byłem w stanie rzucić wszystko dla Ciebie- w Twoich oczach zebrały się łzy. Walka? Skończyła się. Perfekcyjna strona,poniosła porażkę… Ale czy na pewno nie było to pyrrusowe zwycięstwo?
Stałaś teraz bezradna i bezsilna wśród tysięcy ofiar. Rozpaczająca i krzycząca niemo wewnątrz siebie. Rozdarta pomiędzy poszczególnymi światami.
Mająca świat i życie za nic…
-Stefan, przestań- odwróciłaś głowę w drugą stronę, aby chłopak nie mógł dostrzec łez, nad którymi nie posiadałaś już kontroli.
-Spróbujmy jeszcze raz. Postaram się nie popełnić już tych samych błędów- mówił to w tak prawdziwy sposób… Tak, że nie mogłaś tego nie dostrzec. Nie mogło to w Ciebie nie uderzyć… Nie mogłaś przejść obok tego obojętnie…
A jednak. Skała. Nadal nią byłaś.
-Powiedziałam, żebyś przestał?!- zareagowałaś nieco gwałtowniej, wycierając ostatnią łzę.
-Nie przestanę!- podniósł głos, lecz nie można tutaj mówić o krzyku.- Za bardzo Cię kocham. Będę walczyć! Udowodnię Ci, że Cię kocham! Ciebie i Niclasa! Bez Was, nie chcę żyć. Nie chcę dzielić z nikim innym codzienności. Każdy dzień chcę poznawać właśnie z Wami- wstał z krzesła i przykucnął obok Ciebie, czule gładząc Twą dłoń.- Pozwól mi być przy Was- szeptał zmysłowo.- Niclas jest moim synem… Raz z Niego zrezygnowałem, drugi raz nie chcę- ‘Niclas jest moim synem’… Nawet nie masz pojęcia ile radości sprawiło mu wypowiedzenie tych słów, Emm…
Czyli co? Nadszedł czas na ostateczne przekreślenie Jego nadziei i marzeń?
-Niclas nie jest Twoim dzieckiem!- krzyknęłaś, a po Twoich policzkach i tak spłynęły łzy.
Wrak psychiczny… Tak można było Cię określić. Bo ileż razy mogłaś tłumaczyć to, co oczywiste?
Oczywiste, ale tylko dla Ciebie, Emma. Stefan o tym nie wiedział. W walce straciłaś także umiejętność zdrowego myślenia.
-Emm, nie graj- złożył subtelny pocałunek na Twojej dłoni.- Wiem jaka jest prawda.
-Nic nie wiesz!- nadal krzyczałaś, wyrywając swą dłoń z objęć Krafta.- Zdradziłam Cię! Dlatego wyjechałam. Bo Niclas nie był i nie jest Twoim dzieckiem. Nie mogłam pogodzić się  wyrzutami sumienia, więc uciekłam. Droga na skróty. Proste- wydało się to, co skrywałaś w sobie od wielu lat. Spójrz, jak banalnie poszło. Wystarczyło tylko lekko Cię rozzłościć. Ale czy nie za ostro jak na człowieka, któremu świat ponownie podzielił się na pół?- A Ciebie? Ciebie Stefan chyba nawet nigdy nie kochałam- ruszyłaś przed siebie, zostawiając za swoimi plecami Stefana.
Odwróciłaś się chociaż, żeby zobaczyć w jakim stanie się znajduje?
Nie. Na to też nie miałaś odwagi. Nie teraz, kiedy uświadomiłaś sobie jak Go potraktowałaś. Jak się zachowałaś. W jaki sposób wyjawiłaś mu prawdę. Z jaką wrogością, nienawiścią, jakby to była Jego wina…
I po walce nastała burza. Burza życiowa, która zastała Cię tak nieoczekiwanie i nagle. Co teraz? Przetrwasz i poczekasz aż zaświeci słońce?
Zauważyłaś, że powiedziałaś to wszystko z taką łatwością o jaką nigdy byś siebie nie podejrzewała?
Co na to miało wpływ? Chyba wizja następnego spotkania… Spotkania z Nim.. A może tylko Jego wizją z przeszłości?
Prawdą jest, że prawda podzielona jest na ostre fragmenty, które niewłaściwe ujęte, zranią bardziej niż cokolwiek w życiu.
Prawda boli… Kłamstwo uzależnia… Szczerość rani…
Gdzie logika na tym świecie?


Nie zostawisz Jej samej. To sobie obiecałeś. Mimo tylu raniących słów. Słów prawdy, których nie mogłeś w żaden sposób przekształcać na inne możliwe scenariusze.
Tylko i wyłącznie prawdy nie dało się oszukać…
Ale zdrada… Zaistniała w przeszłości, ale jednak miała swoje miejsce.
To ona czasem coś kończy.  Sprawia, że rozpada się jedność jak opuszczone na podłogę szkło. Szczęścia, które stłukła, nie da się poskładać z powrotem w składną całość. Nigdy już nie będzie tak samo. Żal zostanie już chyba na zawsze. Przy każdej sprzeczce, wspomnienia wrócą. Dlatego trzeba wybaczyć…
Wybaczyć i co dalej?
Najlepiej odejść… Odejść na zawsze…
Pytanie tylko: gdzie? Jak stworzyć życie bez Niej? Czego starać się pozbyć, a co zachować w sercu?
Próbowałeś już raz bez Niej żyć. A kiedy wydawało Ci się, że opanowałeś jakoś sytuację i tak prawda była inna. Ogarniała Cię tylko i wyłącznie tęsknota, której nie potrafiłeś opanować ani w żaden sposób okiełznać czy odciąć od siebie. Nie potrafiłeś nie czuć. Nie, jeśli w grę wchodziła Emma.
Dlatego walcz, Stefan! Walcz, rozumiesz?!
Kochasz Ją! Rzuć wszystko w kąt i daj się ponieść miłości! Teraz niech ona kieruje Twoim życiem. Jej słuchaj. Jej ufaj. Przekonaj się, gdzie Cię doprowadzi. Nie żałuj… Już więcej nie żałuj… Nie pozwól na to…
Ruszyłeś za Emmą. Posłuchałeś mojej rady. Zgubnej?
Teraz sam nie wiem…
-Kocham Cię!- wykrzyczałeś jeszcze w biegu, widząc przed sobą dziewczynę.- Nie dam Ci odejść, rozumiesz? Nie dam! To, że Niclas nie jest moim synkiem, nie oznacza, że nie będę Go kochał- ponownie uklęknął, aby spojrzeć Ci w oczy.- Kocham Was… Czy to tak trudno pojąć?- w Twoich oczach zauważyła nagromadzone łzy. Łzy, czyli wyznacznik słabości… Tak przynajmniej uważała Ona.
-Odsuń się, proszę- starała się powiedzieć to w jak najbardziej naturalny sposób, lecz nie bardzo Jej się to udało…
-Spróbujmy…- jęknąłeś błagalnie.- Nie ustąpię.
-A co z Sylvią?- bąknęła złośliwie, mając nadzieję, że chociaż ten jeden argument dotrze do Ciebie. Na próżno.  Nie było Emmy, nie było niczego. Używałeś prostej kalkulacji.
-Nie kocham Jej tak jak Ciebie. Nigdy nikogo tak nie pokocham- powiedziałeś pewnie, co sprawiło, że nie dała już rady więcej wstrzymywać łez.
Schowała twarz w dłoniach, cichutko szlochając. Każda łza spływająca po Jej policzku… Każdy szloch… To cios raniący Twoje serce. Sprawiający, że chciałeś przewrócić świat do góry nogami, byleby tylko cofnąć te kilka łez, które wylała…
-Nie płacz- czule gładziłeś Jej dłoń.-Uśmiechnij się… Uwielbiam Twój uśmiech… Uwielbiam chwilę, kiedy się uśmiechasz…- złożyłeś subtelny pocałunek na Jej drobnej dłoni.-Twój uśmiech powoduje mój uśmiech…- podniosła wzrok, uważnie lustrując Twoją sylwetkę.
Tak bardzo chciałbyś wiedzieć co czuła… Co myślała… A teraz? Teraz nie mogłeś nawet nic rozszyfrować z Jej spojrzenia… Jakby była kimś obcym…
A może taka była, Stefan?
Obca, lecz Ty wmawiałeś sobie, że jest inaczej?
-Nie będziemy razem, Stefan…- niby kilka słów, wypowiedzianych przez łzy, ale tak skutecznie potrafiły podciąć skrzydła.
-Lubię wyzwania, a akurat składa się, że Twój charakter jest cholernie trudnym wyzwaniem- uśmiechnąłeś się na przymus, po raz kolejny składając delikatny całus na dłoni dziewczyny.
-Pocałuj mnie- powiedziała pewnie, patrząc z rozpaczą w Twoje oczy.
Na chwilę oniemiałeś. Nie miałeś pewności czy to Twoja wyobraźnia płata figle, czy te spragnione słowa przez Twoją osobę, wypłynęły z ust Emmy.
-No dalej. Zapomniałeś jak to się robi?- lekko zadrwiła, a Ty upewniając się, że to nie tylko piękny sen, złożyłeś na ustach blondynki namiętny pocałunek.
Niby kilka sekund, lecz Ty za nie mogłeś oddać wszystko co posiadasz. Żeby tylko poczuć uniesienie. Przyjemne ciepło duszy. Szum w głowie. Zasmakować beztroskiego i niewymuszonego uśmiechu na twarzy…
-I co?- odezwała się kolejny raz.- Co czujesz?
-Emm…- po raz kolejny złożyłeś na Jej ustach pocałunek.
Chyba myślałeś, że wszystko jest już jasne… I po co Ci to było Kraft?
-Pytałam co czujesz!- odepchnęła Cię od siebie, co wzbudziło pierwsze obawy.
-Sam nie umiem tego nazwać…- kiwałeś głową, próbując jakkolwiek ubrać swoje emocje w słowa. Bezskutecznie.- Po prostu Cię kocham.
-A ja nie czułam nic- kolejny pocałunek wylądował na ustach Emmy.
-Jak to nic nie czujesz?!- wykrzyczałeś ze szklącymi oczami.- Nie możesz nic nie czuć!- ponownie pocałowałeś dziewczynę z jeszcze większą namiętnością i drapieżnością.
Stefan, skończ…
-Nie czuję…- wyjąkała, przerażona Twoim stanem. Nerwowo mierzyła Cię wzrokiem. Patrzyła jak znów upadłeś na kolana. Dotknąłeś dna i nie potrafisz się z Niego wydostać. Znowu… Znów z powodu zielonookiej blondynki, Stefan…
Teraz to już nie był błąd… Teraz to Twój wybór.
-A teraz?!- pisnąłeś i ostatni raz złożyłeś na ustach Austriaczki pocałunek.
Chyba pożegnalny… I Ty doskonale zdawałeś sobie z tego sprawę…
-Nic…- wyszeptała cienko, patrząc przez łzy na Ciebie i Twoje, lekko niezdrowe, zachowanie.
Z goryczą, poczuciem porażki i bólem zmierzyłeś blondynę wzrokiem.
-I tak Cię kocham…- szepnąłeś, właściwie do siebie, po czym odszedłeś.
Co byłoby lepsze? Bezczynne siedzenie, czy to, co czułeś właśnie teraz?
Teraz czuć będziesz tylko pustkę. W lustrze spotykać będziesz nieznajomą twarz. Potykać się będziesz o puste butelki alkoholu. Ten sam scenariusz, te same czynności ciągle będą się powtarzać. Wciąż będziesz sam. Wciąż zły. Wciąż smutny.
Upadłeś i próbujesz wstać, nie prosząc nawet o pomoc. Po prostu, nie chcesz być ciągle ranionym. Nie chcesz co noc się utapiać…
Ale takie życie jest możliwe tylko bez miłości.
Bo miłość jest jak róża, która otoczona jest drutami pod wysokim napięciem. Jeden, jedyny niewłaściwy ruch i wypadasz z gry.


Na zewnątrz mgła… Słońce schowało się gdzieś za gęstymi i czarnymi chmurami. Ciężkie powietrze miało elektryczny smak.
Znajdowałaś się w parku, bezsilnie walcząc ze łzami.
Jak to sobie wyobrażałaś? Czego właściwie chciałaś?
Ciągle chciałaś biec pod wiatr? Aby czas Cię omijał? Nie liczyć dni? Zmieniać twarz?
Ciągle się zmieniałaś… Wewnętrzna walka nadal trwała. Walka, w której tak czy siak przegrasz. A może już przegrałaś?
Człowiek jest tylko wtedy szczęśliwy, kiedy czuje.
Czuje miłość, przyjaźń. Dwie najważniejsze wartości w życiu, bez których czujemy się bezużyteczni. Niedowartościowani. Puści w środku.
Ty taka byłaś. Bezdennie pusta. Nieczuła. Zimna. Oschła.
 W Stosunku do każdego. Nieważne jak bardzo Cię ktoś kochał. Ty i tak traktowałaś Go z góry. Chciałaś jedynie wykorzystać uczucie tlące się w Nim, a później rzucić, zranić, pozbawić sensu życia.
W ostatnim czasie to stało się Twoim hobby?
Naprawdę nie mogłaś zostawić tego świata w spokoju? Żyć sobie własnym życiem z Niclasem?
Musiałaś się mścić za własne krzywdy?
Czy ich łzy były miodem lanym na Twoje oczy? Aż tak uwielbiałaś na nie patrzeć? Dobrze było Ci z tym, że w jednej chwili pozbawiłaś człowieka wszystkiego?
Jak w ogóle mogłaś pakować się w coś, co i tak z góry było skazane na niepowodzenie?
Stefan, Andreas, Richard… Zbierasz żniwo niczym śmierć…
Każdy z nich kochał Cię w niepojętny sposób.
Jak to się dzieje, że tacy ludzie żyją?
Nieświadomie życie jednak nie jest warte przeżycia…
Ale teraz przyszedł czas na mnie. Na tego, od którego wszystko się zaczęło. Tego, którego kochałaś najbardziej, a i szczerze nienawidziłaś. Po co w ogóle chciałaś się ze mną spotkać?
Pragnęłaś poczuć znowu ten sam dotyk? Zatopić się w lawinach pocałunków, jak kiedyś?
To minęło. Nigdy nie wróci. Jednakże w Twoim sercu i głowie wiecznie żywe…
Nie potrafiłaś kochać, a jak już spróbowałaś, to utkwiłaś w niej już na zawsze.
Miłość… Dziwny twór. Niezrozumiały dla mnie, dla Ciebie… Chyba dla większości z nas taki jest.
Czy ktoś kiedyś zrozumie pojęcie miłości?
Można ciągle dążyć do rozwikłania tej zagadki. W połowie drogi, można stwierdzić, że to pierwsze spojrzenie, nieśmiałość, czystość serca, błysk w oczach, ciepłe słowa kojące duszę… Ale nie tylko to.
Miłość to również tęsknota, łza kręcąca się w oku, milczenie, cisza, nieme krzyki.
A kiedy minie?
Dusza się załamuje. Serce pęka. Motyle odfruwają. Boli…
Trzeba zapomnieć.
Zapomnienie wiąże się także z czasem. Czas- z czekaniem.
Czekanie boli. Zapomnienie boli. Ale czy stanie w miejscu i rozpamiętywanie chwil, które nie wrócą nie rani?
-Już jestem- odezwałem się, widząc Cię nieopodal drewnianej ławki w parku, tuż obok tej pamiętnej alejki… Tam, gdzie wszystko się zaczęło…
Zaczęło i jednocześnie skończyło…
-Cieszę się, że zgodziłeś się ze mną spotkać- na mój widok, miałem wrażenie, że każdy smutek, zmęczenie, troski zniknęły z Twojej twarzy.
Zapomniałem już jak to było, kiedy wręcz pożerałaś mnie wzrokiem…
-Emm…- jęknąłem, widząc Cię na wózku inwalidzkim. Nie wiedziałem.
Wtedy jeszcze nie…
-Miałam wypadek samochodowy- zawiesiła wzrok na ziemi.
-Przykro mi…- wykrztusiłem, nieco zakłopotany wynikłą sytuacją.
-Pogodziłam się już z tym- odpowiedziałaś, unosząc wzrok. Dokładnie mierzyłaś moją osobę wzrokiem. W Twoim spojrzeniu dostrzegłem świadomość, że już nigdy nie poczujesz moich dłoni. Że jestem nieosiągalny dla Twojego serca i głowy.
Siedziałaś ze mną ramię w ramię i doznałaś najboleśniejszej samotności…
Słodko-słone łzy miłości…
-Zdziwiłem się nieco, kiedy zadzwoniłaś do mnie i poprosiłaś o spotkanie- wyznałem.
-Muszę o czymś Ci powiedzieć…- powiedziałaś ochryple, nadal zastanawiając się czy na pewno dobrze robisz.- Manuel, Niclas jest Twoim synem- powiedziałaś jednym tchem, zakrywając swe oczy łzami.
Milczałem. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Nie znałem słów, które mogłyby odzwierciedlić to, co wtedy czułem.
W czasie ułamka sekundy, przewróciłaś moje życie do góry nogami. Znowu.
Co czułem? Sam nie wiem. Cieszyłem się.
W niezrozumiały dla mnie sposób, ale się ucieszyłem…
Tego o czym milczałem, nie powiem nigdy w życiu.
A Tobie? Tobie brakowało nawet mojego milczenia…
-Manuel, ja nadal Cię kocham- zaczęłaś swój monolog.- Pamiętam każdą chwilę spędzoną z Tobą. Nie mogę zapomnieć… Nie potrafię… Nie chcę…- ledwo dukałaś, poprzez ,gromadzące się pod Twoimi powiekami, łzami.- A teraz? Teraz wspomnienia są jedynym skarbem, który posiadam. Powracam do nich notorycznie, mając pewność, że nikt ich nie ukradnie… Że nie odejdą… Chociaż one.
-Emm…- pustka. Tylko to posiadałem w głowie. Nie sądziłem, że nadal czujesz coś do mnie… Że nadal o mnie pamiętasz… To miał być niewinny, krótki romans…
-Ale Ty teraz jesteś z Anke…- wytarłaś łzy, które niezdarnie spływały po Twoich policzkach.- Chciałam powiedzieć Ci to wszystko, żeby rozpocząć nowe życie… Miałam nadzieję, że kiedy wyrzucę z siebie wszystko, będzie to możliwe…- podparłaś głowę rękami.- Matko, Manuel jak ja Cię kocham… To mnie przeraża- żałośnie łkałaś.
-Spokojnie- położyłem dłoń na Twoim ramieniu, przy czym poczułem dreszcz z Twojej strony.-Cieszę się, że powiedziałaś mi, że jestem ojcem Niclasa… Teraz Jego życie będzie wyglądało inaczej- mówiłem, mimowolnie uśmiechając się na samo wspomnienie o małym, pozytywnym chłopcu.
-Nie rozumiesz!- wyrwałaś się.- Nasze życie ma się nie zmienić! Masz zostawić je w spokoju… Niclas nie może przechodzić kolejnej huśtawki! Najpierw przywiązał się do Stefana, później Andreasa, a teraz Richarda, a i tak niewiele przyniosło to korzyści… Nie! Nie zgadzam się, żeby znów ktoś wszedł nieproszony w nasze życie!
-Richarda?- zmrużyłem oczy, mając w głowie smutną wiadomość, która doszła dzisiaj rano do całego świata. Widocznie nie do każdego… Albo się myliłem, albo Emma naprawdę nie wiedziała co się stało.- Chodzi Ci o Freitaga?
-Tak-kiwnęłaś martwo głową.- O co Ci chodzi?
-Richard popełnił samobójstwo- wtedy zamarłaś. Przyczyniłaś się do śmierci człowieka. Jak to się stało, że doprowadziłaś Go do takiego stanu psychicznego, że był gotowy ze sobą skończyć?
Emm, jak dalej będziesz żyć?
Nie ma odpowiednich słów, aby określić co malowało się na Twojej twarzy…
Teraz miałem już pewność. Pewność, że się nie pomyliłem. Że to prawdopodobnie Ty przyczyniłaś się do śmierci mojego przyjaciela ze skoczni…
-Chcę uczestniczyć w życiu Niclasa- wycedziłem przez zaciśnięte zęby, chcąc wyjaśnić choć tę jedną kwestię.
-Nie- kiwałaś przecząco głową.- Co powiesz Stefanowi? Jak będziesz się zachowywać w stosunku do Niego? To Twój przyjaciel…
-Stefan…- powiedziałem, jakby sam do siebie, ukrywając twarz w dłoniach.
Widziałem jak kocha Emmę… A mimo to prowadziłem drugie życie z Jego dziewczyną.
Wiedziałem jak bardzo zależy mu na  Niclasie. A teraz co? Miałem nagle pochwalić się, że posiadam tak wspaniałego syna?
Przyjaciele tak nie postępują… Chyba nie potrafiłem być przyjacielem… Właściwie kim ja jestem? Dlaczego taki jestem? Czemu kara za błędy  przeszłości musi być tak wysoka?
-Właśnie- odezwałaś się ponownie.- Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Nawet nie masz pojęcia co porobiłoby się, gdyby On się dowiedział całej prawdy- ukryłaś twarz w dłoniach.- Pocałujesz mnie?- zapytałaś ze szklącymi się oczami, które przepełnione były nadzieją.
-Że co?- mojego zdziwienia nie mogły pojąć ludzkie słowa. Niby dwa słowa, których używa się na co dzień. Nie były cenzuralne. Zakazane. Nie były przestępstwem.
Ale we mnie uderzyły…
Emm, nie byłaś dla mnie do końca nieważna.
Kiedyś darzyłem Cię ogromnym uczuciem. Ale to było kiedyś…
Nauczyłem się z tym żyć. Zapomniałem…
-Proszę- pisnęłaś żałośnie, a po Twoich policzkach ciągle kapały łzy.- Zaspokój chociaż to jedno pragnienie… Proszę…
-Nie- odpowiedziałem stanowczo.
Jeśli Cię tym zraniłem, przepraszam…
Ale ja nie potrafiłem… Byłem szczęśliwy z Anke. Kochałem Ją, nie Ciebie…
-Manuel…- wyjęczałaś cicho. Dlaczego nadal uwielbiałem sposób w jaki wypowiadałaś moje imię?
Chciałem krzyczeć, lecz nie mogłem. Pragnąłem zapłakać, lecz było mi wstyd.
Przytłoczony, odszedłem. Jak zwyczajny tchórz odwróciłem się na pięcie i lekkim truchtem, popędziłem przed siebie, zostawiając Cię za swoimi plecami.
Nie wiem za co mnie kochałaś…
-Nie, proszę…- usłyszałem jeszcze za plecami.- Ja Cię tak strasznie kocham- ledwo mówiłaś, gdyż ciągle zakłócał Twój głos nieopanowany,  i mający kontrolę nad Twoim ciałem, płacz.
Emm, może nie kochałaś mnie, a jedynie ulotne jak motyle chwile, które ze mną spędziłaś?
Myślałaś, że nie da się uzależnić od drugiej osoby. Że jest to w pełni kontrolowane uczucie, które w każdej chwili da się przerwać i wymazać z pamięci, chociaż na sam dźwięk mojego imienia przechodziły Cię dreszcze. Przyjemne dreszcze.
Serce? Zapomniałaś, że coś takiego masz. Przestałaś używać, odkąd zostało zranione…


Potrafiłaś obrzucić Go milionem fraz. Uderzyć niezliczoną ilością wyzwisk. Kopać setkami kłamstw i oszczerstw.
A teraz?
Teraz płakałaś na Jego pogrzebie. Richarda, który przez Ciebie popełnił samobójstwo. Nie dość, że nie do końca poradził sobie ze śmiercią Mii, to jeszcze Ty… Tak wiele niepotrzebnych słów, które padły z Twoich ust.
Miłość pogrzebem serc.
W przypadku Richarda to prawda…
Wtedy zrozumiałaś. Doszłaś do wniosku, że to koniec. Że musisz w końcu osiąść się na jednym miejscu. Nie ranić już więcej, mimo że robiłaś to już chyba z przyzwyczajenia.
Nie potrafiłaś poznać samej siebie. Tego jakim potworem się stałaś. A może zawsze byłaś?
Postępem było jednak to, że pragnęłaś się zmienić…
Już więcej nie stawiać na miłość. Zupełnie nic nie czuć. Już nigdy…
A jeśli już, to nie zwracać na to większej uwagi. Robić wszystko wbrew sobie.
Nie dla siebie. Nie dla kogoś. Dla Niclasa.
Mówi się, że nie należy żałować tego, co sprawiało Nam przyjemność…
Kpina… Miałaś nie żałować cudzej śmierci?
Bałaś się tego życia? Pewnie, że się bałaś…
Rozdzielenie serca od rozumu, często jest początkiem końca człowieka.
Ale cóż innego zdoła uspokoić Twoje serce niż nie rozum?
Emm… Sercu zostaw miłość, niech rozum przez to nie cierpi…
Próbuj żyć!
Jestem już wspomnieniem…
Chyba widocznie nie miałem za grosz uczucia, którym jest miłość…
I na jakie wyjście się ostatecznie zdecydowałaś?
-Przegrałam…- przyznałaś, widząc Go w drzwiach z ciepłym wyrazem twarzy. Tym samym, który kiedyś rozjaśniał Twój dzień.
A przynajmniej starał się zapełnić pustkę…
-Co przegrałaś?- spojrzał na Ciebie troskliwie, wprowadzając Cię do dobrze urządzonego oraz jasnego salonu. Centrum domu, w którym mieszkał.
-Życie- odparłaś bezsilnie, ukrywając twarz w dłoniach.
-Moja propozycja nadal jest aktualna- napomknął, ujmując Twoją dłoń.
Jego oczy… Nadal pełne determinacji i uczucia…
Takie same jak wtedy, kiedy opuszczałaś Niemcy…
-Wiem- wydusiłaś z siebie ochryple. Natłok myśli, który obecnie znajdował się w Twojej głowie, powoli słabł. Czyżby przeczuwał koniec większości swoich problemów?- Chyba chciałabym z Niej skorzystać…- słowo ‘chyba’… Czemu wydostało się z Twoich ust? Byłaś pewna, że tego chcesz.
Serce widocznie podjęło ostatnią próbę walki, przed swoim całkowitym zanikiem.
Tragiczną śmiercią, wszystkiemu wbrew…
Teraz będzie tylko narządem pąkującym krew… Nie siedliskiem uczuć.
Usta blondyna nagle stały się jednością wraz z Twoimi wargami.
Co czułaś?
Jedynie zaskoczenie.
Nic więcej…
Ale może z czasem…
Może złapiesz miłość w żagle. Usłyszysz miłości głos. Popłyniesz z Marco tam, gdzie nikogo jeszcze nie było…
-Nie rozumiem tylko dlaczego chcesz wchodzić w taki układ… Jestem kaleką- powiedziałaś nieco wstydliwie.
-Nie dla mnie- oznajmił pewnie, składając delikatne pocałunki na Twej dłoni.- To moje serce jest bez Ciebie kaleką.
-Nie bądź już jakimś wariatem na moim punkcie- głaskałaś delikatnie Jego blond włosy. Z czułością. Wyczuciem. Delikatnością.
Czy zauważyłaś chociaż, że Twoje usta wykrzywiły się w uśmiech?
-Jak, skoro prawda jest inna?- spojrzał na Ciebie z uśmiechem na ustach.
Złożyłaś czuły całus na Jego czole.- Zabiorę Cię na koniec świata…- powiedział beztrosko.
-Nie chcę na koniec świata- zabrzmiałaś pewnie.- Tam już wszyscy zakochani byli… Chcę zostać z Tobą tutaj i być szczęśliwa…- wyznałaś, ocierając pojedynczą łzę, która spłynęła po Twoim policzku.
Ostatnie pożegnanie starego życia, które definitywnie zakończyłaś.
-O, Emm…- westchnął.- Powoli zacząłem tracić nadzieję, że jeszcze kiedyś w ogóle Cię zobaczę…
-Dlaczego w ogóle chcesz ze mną być?- zapytałaś, ciągle gładząc Jego blond włosy.- Nie jestem sprawna, a na dodatek mam dziecko… Nie jestem idealnym egzemplarzem… Musisz to przyznać.
-Bo się w Tobie zakochałem…- odpowiedział, unosząc delikatnie Twój podbródek.
-Wiem- powiedziałaś, ledwo przełykając łzy.- Powtarzałeś mi to od samego początku… I czekałeś na mnie… To piękne…- ciągnęłaś bez większego przekonania.
-Emm, ja wiem, że mnie nie kochasz- rzekł pewnie, lecz bez  skrępowania, czy bólu.- Moje uczucie wystarczy Nam na razie. Później będzie inaczej- stwierdził, składając na Twoim czole subtelny pocałunek.
-Nie w czoło- odsunęłaś Go od siebie, wysyłając chłopakowi szyderczy uśmiech.- Usta są od całowania- wystawiłaś podstępnie język, prowokując Marco.
Zaraz po tym chłopak z ogromną namiętnością wpił się w Twoje usta.
Namiętnością, która zrzucała każde maski z twarzy człowieka.
-Jesteś cudowny- szepnęłaś, przytulając mocno do siebie Niemca.
Marco. Człowiek, który tak wiele telefonów, smsów, Ci poświęcił, kiedy nie było Cię przy Nim. Martwił się o Ciebie. Chciał zapewnić Ci wszystko co najlepsze. Zawsze w czymś pomagał.
Dał Ci czas, co doceniłaś w przyszłości. Niclas rósł coraz szybciej i coraz bardziej upodobniając się do Manuela.
Zmienił się. Jeszcze bardziej wydoroślał. Ale co jest najważniejsze?
Miał w końcu tatę.
Nie ojca… Tatę…
Bo każdy może być ojcem, lecz tylko ktoś naprawdę wyjątkowego można nazywać  tatą.
Roześmiana twarz Niclasa. Dumny Marco po strzelonej przez małego gola w meczu Jego drużyny…
Widoki, które mogłaś podziwiać godzinami. Dniami. Latami.
W końcu znalazłaś swoje miejsce. Odnalazłaś w sercu drugiego człowieka.
Sercu, które już dawno nie wierzyło, że ktokolwiek pokocha Jego właściwie, rytmiczne bicie.
To, które przestało się łudzić na prawdziwą miłość.
To, które umarło w dniu, kiedy przyszłaś do Marco.
To, które już nie żyło…
Głupie serce…
A każdy powinien mieć swoje uświęcone miejsce. Miejsce, do którego można było wracać i o nie walczyć. Miejsce, gdzie ktoś nas potrzebuje, a i my czujemy, że jesteśmy potrzebni.
I pomyśleć, że wcześniej byłaś jak małe ziarenko. Unoszona wiatrem. Oddana bezwładnie podmuchu serca. Odmawiająca ciche modlitwy i tworząca szkice przyszłości. Zbierająca ogromne pokłady sił. Łapiąca haustami powietrze.
Przywdziewająca zbroję do walki z pozornymi wiatrakami…
Cóż Cię do tego doprowadziło?
Odpowiedź jest prosta. Rozum i zaprzestanie kierowania się sercem.
Podczas kiedy serce widziało wszystko we wzmocnionych barwach, rozum miał doskonale poukładaną paletę barw.
Kiedy serce kierowało się emocjami i uczuciami, rozum racjonalnie podchodził do życia, analizując wszystko po kolei. Krok po kroku.
Gdy serce miało nadzieję, rozum- prowadził obliczenia prawdopodobieństwa powodzenia, które i tak nigdy nie były zadowalające.
I najważniejsze…
Serce prosiło cicho i skromnie o wysłuchanie, a rozum?
Rozum głośno i bezwstydnie wykrzykiwał swe racje…
Ale Ty i tak zrzuciłaś kajdany serca i zaczęłaś kierować się rozumem…
I co? I nie cierpisz tak bardzo jak wtedy, kiedy kierowałaś się sercem.
Nikt nie cierpi. Już nikt.
Oprócz czasem Ciebie… W długie, samotne wieczory tęsknisz.
To tęsknota była Twoim katem.  W cieniu ostrza, nie było nawet strzępka nadziei, że kiedyś tęsknota minie bądź ulży w cierpieniu.
Andreas. Stefan. Richard… Manuel…
Tęskniłaś za czasami, kiedy byłaś obok Nich.
Wolność… To przy Nich głównie czułaś… To, co często brzmi tak dumnie i donośnie.
A teraz? Więzień własnych pragnień i tęsknoty.
Powiedz, jakim cudem nie przeziębiłaś się lodem, który był w Twojej duszy?
Biegając wokoło, zostawiałaś blizny, kolekcjonując serca osób, które przesiąknięte były miłością do Ciebie.
Ale nie… Teraz nawet o tym nie myśl.
Nie waż się kończyć tego co teraz trwa i jest takie piękne.
Każdy poukładał sobie jakoś życie. Jakoś…
Stefan żył nadal u boku Sylvii. Kochał i jednocześnie Cię nienawidził. Ale miał za co… Zniszczyłaś mu życie. Ponownie osiągnął dna. Nie potrafił się pogodzić. Godzinami oglądał Twoje zdjęcie, próbując znaleźć jakąś wadę, dzięki której mógłby przestać kochać albo chociaż kochać lżej… Nie udało się. Im dłużej miał Cię przed oczami tym bardziej Cię kochał.
Andreas? Żył swoim życiem z Larą. Nie wiedziałaś co dokładnie u nich. Ale Oni wkrótce zostali rodzicami. Postanowili wziąć ślub, na który zostałaś zaproszona, lecz z zaproszenia nie skorzystałaś. Nie odezwałaś się do swojej siostry już nigdy. Nie potrafiłaś wybaczyć… Nienawiść jedynie przybierała na sile…  
Czemu nic nie wyszło z Twoich poprzednich związków? Zastanawiałaś się kiedykolwiek nad tym?
Wpłynęły na to dwa czynniki. Aż trzy, bądź tylko trzy… Zależy w jaki sposób chcesz na to patrzeć.
Po pierwsze i najważniejsze, ciągle kochałaś kogoś innego.
Kochałaś właśnie mnie. Tego, który niczego nie mógł oferować Ci w zamian…
Tego, z którym nie mogłaś niczego stworzyć, bo z góry było skazane to na niepowodzenie…
Tego, który nie zasługiwał na Twoją miłość.
Po drugie, tęskniłaś za mną. W każdym z Twoich partnerów, widziałaś cząstkę mnie. Każdy w jakiś sposób Ci mnie przypominał…
A czym bardziej tęskniłaś, tym bardziej Twoja miłość stawała się silniejsza, prawdziwa, dojrzalsza… Dlatego przetrwała do dzisiaj…
Po trzecie, zawsze byłaś tylko cieniem, nigdy sobą…

~*~
Kolejne opowiadanie, z którym przyszło mi się żegnać. Łzy nadal są w moich oczach. Nie da się inaczej, kiedy żegna się z kawałkiem swojego serca, które włożyło się w historię, która potrafiła pochłonąć od stóp do głów. Ale same dobre chęci i zamiłowanie do pisania, nie wystarczy. Najważniejsze jest wsparcie, którego dostarczałyście mi właśnie Wy. Moje czytelniczki. Jak mam Wam podziękować? W jaki sposób dobrać słowa, aby odzwierciedliły to, co obecnie czuję? Nie ma takich słów. Pokochałam Was i nawet nie wiem kiedy to się stało.  Zawsze mnie wspierałyście, nigdy nie oszczędzałyście ciepłych słów.
Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję. ;*
Nie zasłużyłam sobie na takie czytelniczki…
Skoro to już definitywny koniec, zrobiłyście coś dla mnie?
Zostawcie ślad pod epilogiem na znak, że byłyście. Powiedzcie o tym, co Wam się nie podobało albo jaki moment najbardziej zapadł Wam w pamięci. Nie musi być długie. Nie długość komentarza się liczy, a gest.

Znajdziecie mnie teraz na Wiążę z Tobą codzienność.♥
Misi Martaa, Ann, Panna Boop, Jagoda Piszczek, Julcia#VF, Miris, Nika,  Weroooo..., Paulina, Milka Molly, Mercy Evans, Karolina G, Natalie, Caro, Sportowo Skoczna, Schlierenka sse, Lucy Sparks, Ania, jk- kolejność przypadkowa, lecz nie przez przypadek wymieniłam tutaj Wasze nazwy. Wam należą się szczególne podziękowania. Najbardziej motywowałyście swoimi komentarzami, wywołując najczęściej uśmiech na twarzy. Niewymuszony, niesztuczny, lecz prawdziwy, szczery. DZIĘKUJĘ za tak wiele wspaniałych chwil, słów, które z Wami przeżyłam. 
DZIĘKUJĘ!
Nie jestem zadowolona z tego epilogu, ale no cóż... Wiele czynników wpływa i decyduje za nas, kiedy pisze się coś na pożegnanie. I to takie podwójne, ponieważ już chyba skończyłam z opowiadaniami...

Zakończyłam już swoją 'pisarską' przygodę. Dziękuję, że mogłam tak wiele chwil przeżyć właśnie z Wami. Tych dobrych w moim życiu i niekoniecznie... 
Byłyście zawsze. Nie chodzi mi tutaj tylko o 'Ujrzeć...', lecz o całą resztę moich opowiadań, które miałam okazji napisać. Każdy rozdział był pisany z innymi uczuciami. Odzwierciedlał to, co aktualnie czułam. I nawet wtedy, kiedy było beznadziejnie źle, Wasza obecność była czymś najcenniejszym. ♥ 
U Was będę oczywiście na bieżąco. Nie mogłabym przeżyć bez historii Waszego autorstwa. ♥ 

Żegnam,
Klaudia. :)